Śniadanie, po pierwszym noclegu w Skopje zaplanowaliśmy na 7:00 ⏰. To jedyne śniadanie, które musimy przygotować sami, ze składników które przywieźliśmy z Polski. W ostatniej chwili zmieniliśmy nocleg i nie szukaliśmy już posiłków na miejscu. Zwłaszcza, że wcześnie starujemy. Ela i Kasia pobudkę miały o godzinę wcześniej od wszystkich ponieważ dziewczyny musiały jeszcze popracować nad fryzurą i makijażem 💄. Głównym punktem zaplanowanym na ten dzień był Kanion Matka – fantastyczne miejsce, które nie boimy się nazwać „Bałkańskim odbiciem Tajlandii”.
Przed 8:00 jesteśmy gotowi. Korzystając z rad Davida, którego poznaliście już w poprzednim wpisie wiemy, że powinniśmy być na miejscu między 9:00 a 11:00. Nie będzie wtedy tłumu turystów no i przede wszystkim, wtedy do kanionu wpada najwięcej światła słonecznego, które jest idealne do zdjęć. Najedzeni i pełni werwy ruszamy. Ze Skopje to niecałe pół godziny jazdy. Dojeżdżamy na miejsce, Marcin doskonale wie jak się poruszać, był tam już wiele razy. Parkujemy, przygotowujemy sprzęt, ubieramy się odpowiednio i w drogę.
Miejsce jest niesamowite. Oczarowało nas od pierwszego wejrzenia. Idąc z parkingu, pierwsze co rzuca się w oczy to zapora. Następnie ścieżka prowadzi trawersem wzdłuż jednej ściany kanionu. Szlak nie jest wymagający i jest bezpieczny. Z każdym krokiem widzimy coraz szerszą perspektywę. Całość tworzy malowniczy obraz niemal pionowych ścian, wokół jeziora, które porośnięte są drzewami. Na wodzie pływają łodzie – te niekomercyjne mocno przypominają te pływające w Tajlandii. Można sobie wykupić rejs takim statkiem, my akurat tego nie zakładaliśmy. Całość tworzy dokładnie taki krajobraz jak z reklam wycieczek właśnie w tamte strony świata.
Zgadza się wszystko – nie ma ani jednego turysty, promienie słońca właśnie zaczęły się przeciskać miedzy skałami 🌄 – jest pięknie i „Matka” jest tylko nasza. Praca nabrała mega rozpędu. Jak już pisaliśmy, cały wyjazd to wielozadaniowy Fotowypad! Dlatego migawki w aparatach rozgrzały się do czerwoności 📸. Michał wskocz tu, Kasia podejdź do Pawła, Szwagier chodź szybciej, tutaj musimy zrobić wspólne zdjęcie. To tylko mała część odgłosów, które niosły się po kanionie. Nie ulega wątpliwości, że to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widzieliśmy, a fakt że mamy tak idealne warunki do zdjęć sprawia, że nie przestajemy się uśmiechać 🙂.
Po dwóch godzinach intensywnej pracy, mieliśmy gotowy materiał, wtedy jak na pstryknięcie palcem Kanion zaczęli wypełniać turyści. Zadowoleni, mogliśmy pakować się do miski .. yyy – to znaczy do fury i ruszać dalej. David, który Macedonię zna doskonale, a okolice Skopje jak własną kieszeń zasugerował, że skoro robimy Matkę „od środka”, musimy również zobaczyć ją z innej perspektywy. 30 minut jazdy samochodem 🚐 od stolicy Macedonii jest Rezrewat Jasen, a w nim miejsce które nazywa się Kozjak – to punkt widokowy, z którego rozciąga się piękny szeroki, widok na kanion. Kręta i trochę dziurawa droga prowadzi do samego końca. Widok jednak rekompensuje ten niewielki dyskomfort, a odwiedzając Kanion Matka, warto zobaczyć go również z tej strony.
Dalsza część dnia pierwszego to przemieszczenie się w stronę Ohrydy – kolejnej miejscówki na naszej mapie 🧭. Wybraliśmy malowniczą drogę przez Park Narodowy Mavrowo. Przepiękna trasa, krętymi drogami. Po drodze nie zakładaliśmy większego fotografowania, jedynie spontaniczne, krótkie akcje w najciekawszych widokowo punktach. Na trasie zaplanowaliśmy też zjeść obiad u „Bigorskiego”, pod klasztorem św. Bigorskiego. Ku naszemu zaskoczeniu jednak, w miejscowości było święto i restauracja była nieczynna. Porobiliśmy więc fotki i ruszyli dalej. Jednak w związku z tym, że Marcin narobił wszystkim „smaka” zachwalając Bigorskiego, trzeba było znaleźć na szybko coś w zastępstwie. W tym momencie z „opresji” wyciągnął nas Paweł, który wskazał gdzie mamy skręcić i mimo, że początkowo wydawało się, że jedziemy w przysłowiowe maliny, to ostatecznie trafiliśmy do pięknie położonej restauracji w Hotelu Tutto – gdzie zjedliśmy przepyszny obiad 🍲. Jak już pisaliśmy wcześniej – na temat smaków Macedonii, przygotujemy oddzielny wpis, bo naprawdę jest o czym pisać.
Najedzeni, zadowoleni pojechaliśmy dalej. W Ochrydzie czekała na nas Anka Ochrydzianka – przewodniczka, kolejna ze znajomych Marcina, która od wielu lat mieszka tam na miejscu. Ania to dziewczyna-petarda 💪, nie do zatrzymania, a wiedza którą posiada jest niesamowita. To ona załatwiła nam nocleg. Za jej sugestią i dzięki jej pomocy zakwaterowaliśmy się w Vila Idila – olbrzymi dom na wzgórzu, z tarasami od strony Jeziora Ochrydzkiego. Miejscówka wspaniała. Nie miała może 5ciu gwiazdek, ale miała klimat, miała to coś i ten widok z tarasu 😍 … bezcenny. No, a ceny naprawdę budżetowe. Jadąc w okolice Ohrydy – kontakt z Anią uważam za obowiązkowy!
Jako że dotarliśmy na miejsce po zachodzie słońca, z Anią wybraliśmy się na kolację do Kaj Mece, tam poznaliśmy się lepiej z Anią, przeanalizowaliśmy to co już udało nam się zrealizować i omówiliśmy plan na kolejny dzień 📋. Przed północą byliśmy w Vili Idyli. Chwila relaksu na tarasie i do spania. Kolejny dzień mamy zacząć zdjęciami o wschodzie i ciągnąć aż do zachodu, dlatego trzeba złapać regenerację. No to do jutra! – czyli do przyszłego wpisu, już niebawem poznacie dalszą część relacji z wypadu do Macedonii.